10.08.2020r. nasze Przedsiębiorstwo obchodziło Jubileusz z okazji 30-lecia działalności. Z tej okazji chciałabym serdecznie podziękować Pracownikom za pełną profesjonalizmu, uczciwą pracę, za zaangażowanie i lojalność, dziękuję i doceniam Wasz wkład w rozwój naszej Firmy. Dziękuję Inwestorom za współpracę, zaufanie i wyrozumiałość. Dziękuję dostawcom i podwykonawcom za stworzenie skutecznego i doświadczonego zespołu. Praca z Państwem to dla nas zaszczyt i przyjemność.
Z okazji Jubileuszu zostaliśmy zaproszeni przez Urszulę Rędziniak – redaktor miesięcznika Samorządu i Towarzystwa Miłośników Ziemi Strzyżowskiej Waga i Miecz do wspomnień i rozmowy z Właścicielami i Zarządem Firmy – Aliną Moskal, Michałem Wojtyną, Tomaszem Wojtyną i za mną – Martą Włodyką . Wywiad został opublikowany we wrześniowym numerze gazety.
…” Urszula Rędziniak: Alino, jak to się stało, że młoda kobieta zaangażowała się zawodowo w dziedzinę udownictwa, pasja czy przekora, jakie były motywy Twojej decyzji?
Alina Moskal: W zasadzie od dziecka marzyłam o budownictwie, a po skończonej szkole podstawowej postanowiłam pójść do technikum budowlanego. Wszyscy dziwili się i przekonywali rodziców, że to zły pomysł, szkoła daleko, a ja młoda i do tego dziewczyna, nie poradzę sobie na tym kierunku. Ale ja jestem uparta i też trochę przekorna, więc postawiłam na swoim. Ukończyłam prefabrykację budownictwa, taki kierunek z budownictwa. Gdybym dzisiaj, po latach miała tę decyzję podjąć jeszcze raz, nie zawahałabym się ani minuty. Tak budownictwo to moja pasja, i mojego brata, który także pracuje w tej branży. Uwielbiałam jeździć na budowy, doglądać, sprawdzać czy wszystko działa tak jak należy, ciągnęłam Michała, aby zabierał mnie na każdą, tam mogłam porozmawiać z pracownikami i doglądnąć wszystkiego. Zawsze był błysk w oku, ciągle coś się działo, zawsze były problemy i wyzwanie by je pokonać. Praca na budowie jest jak hazard, jest pełen emocji i ryzyka, ale wciąga, to było moje przeznaczenie. Dzisiaj też bym chętnie pojechała, ale jestem już dwa lata na emeryturze i teraz młodzi przejęli nasze obowiązki.
U.R.: REMBUD, rodzinna firma z tradycjami, o której możemy poczytać na stronie internetowej, w tym roku obchodzi jubileusz 30-lecia istnienia. 10 sierpnia 1990 r. to początek działalności, pierwsza betoniarka i drobny sprzęt remontowo budowlany, ale jak naprawdę to się zaczęło?
Michał Wojtyna: Jeszcze w czasach PRL-u pracowaliśmy razem z Alą przez wiele lat w Gminnej Spółdzielni SCH w Strzyżowie, w ekipie remontowo-budowlanej, której byłem kierownikiem. Okazało się, że aby utrzymać to stanowisko muszę wstąpić do partii. Niestety, moje przekonania nie pozwoliły mi przyjąć tej „propozycji”. Wówczas Prezes GS zaproponował mi założenie własnej spółki, w której głównym udziałowcem była Gminna Spółdzielnia „SCH” w Strzyżowie. I tak zaczęliśmy z Aliną pracę „na swoim” w spółce j.g.u. „GESBUD” w Strzyżowie. Kiedy w Polsce zakończył się „jedynie słuszny ustrój” i rozpoczął kapitalizm, zmiany nastąpiły również w GS SCH. Nie był to sprzyjający czas dla spółek j.g.u. Kapitalizm nie akceptował tworów z poprzedniego ustroju i w lipcu 1990 r. wszyscy pracownicy stracili pracę i znaleźli się na zasiłkach dla bezrobotnych, a ja zostałem likwidatorem spółki.
U.R.: Pierwsza firma okazała się niewypałem, trudny czas przemian społecznych, ryzyko, niepewność i porażka, a wy zakładacie kolejną firmę, i na dodatek znowu razem, dlaczego?
Alina M.: Wszyscy zarejestrowaliśmy się w Urzędzie Pracy, jako bezrobotni, a ja nie mogąc znaleźć sobie miejsca przychodziłam nadal do biura. I tam przeglądając gazetę Nowiny znalazłam ogłoszenie, że jest praca dla firmy remontowo-budowlanej, jako podwykonawcy w firmie INSTALBUD. Niewiele myśląc pojechałam pociągiem do Rzeszowa na rozmowę i przyjęłam zlecenie. Miałam wtedy 33 lata i do dzisiaj pamiętam jak byłam ubrana. Dopiero pod koniec rozmowy przyznałam się, że jesteśmy w upadłości i nie ma żadnej firmy. Na mojej drodze stanął zacny człowiek, kazał mi założyć firmę i przystąpić do realizacji zadania. Tak 10 sierpnia 1990 r. powstało Przedsiębiorstwo Remontowo-Budowlanego REMBUD Sp. z o.o, a w skład naszego majątku weszła betoniarka i drobny sprzęt remontowo-budowlany oraz ludzie, którzy razem z nami stracili pracę. To było przeznaczenie. Spisaliśmy umowę pracy na remont Sądu, a właściwie piwnic Zamku. Pierwsze zlecenie na szczęście, a życzliwość przyniosła nam zysk, za który kupiliśmy sobie Żuka.
Michał W.: Ja technikum budowlane skończyłem przypadkiem, namówił mnie kolega, ale dzisiaj wiem, że to był dobry wybór. To jest moja pasja i nie widzę się w żadnym innym zawodzie. Spełniałem się w pracy i do dzisiaj z sentymentem jeżdżę na budowę. Teraz to ja zawracam głowę Tomkowi, aby mnie tam zabrał. Pomysł i odwaga Ali to była najlepsza rzecz, jaka się mogła nam wtedy przytrafić, więc gdy padł pomysł utworzenia firmy nie wahałem się ani minuty. Pierwsza praca podwykonawcy, a potem kolejne, do dzisiaj jesteśmy świadomi, że życzliwość jednego człowieka pozwoliła nam spełnić nasze marzenia.
U.R.: W tamtym okresie złamaliście wiele stereotypów, nie było przeszkód?
Alina M.: Nasi pracownicy, to bardzo często jedyni żywiciele rodziny, nie można się było poddać, bo firma to ludzie, oni też przeżywają z nami nasze problemy, dla nich musieliśmy się postarać przełamać niepowodzenia, przełamać przeszkody i realizować cele. W budownictwie nigdy nie było łatwo, a firma to ludzie.
Michał W.: Podpisuję się pod tym, co powiedziała Ala. Ona się do tego Budownictwa strasznie przywiązała i rzeczywiście, gdy stanęliśmy pod ścianą, argumenty Ali okazały się najważniejsze, bo firma to ludzie, którzy są z nami od wielu lat i dlatego do dzisiaj rozwijamy się w tej dziedzinie. Cieszy fakt, że zapracowaliśmy sobie na markę i rozpoznawalność, a przeszkody były, są i będą. Trzeba je pokonywać.
U.R.: Co trzeba było zrobić, aby dzisiaj obchodzić piękny jubileusz, 30 lat w branży kapryśnej i wymagającej, przy zmieniającej się koniunkturze, a Wy coraz bardziej znani, i godni zaufania. Jaki jest sposób na sukces?
Alina M.: Kiedy założyliśmy firmę, dostaliśmy dobrą radę. Należało prowadzić pełną księgowość i rozliczać się, co do złotówki. Nasi pracownicy swoje pobory dostają w terminie, a prace zlecone wykonujemy rzetelnie z naciskiem, na jakość i profesjonalizm. Ale najważniejsze jest to, że my z Michałem się nigdy nie oszukaliśmy, nie kłamaliśmy sobie, prosto w oczy mówiliśmy o nurtujących nas problemach. Nie dałoby się stworzyć firmy bez przyjaźni.
Michał W.: To prawda, zaufanie było i jest najważniejsze. Odmienność spojrzenia zawsze można przedyskutować i dojść do kompromisu. Nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi powiedział, że Ala mnie oszukała. Czasami jak się pokłóciliśmy, to za chwilę była zgoda, tak przyjaźń i zaufanie to fundamenty, które pozwoliły nam przetrwać. Cieszy, że tak się to poukładało i mam nadzieję, że ta przyjacielska passa będzie trwać.
U.R.: Rodzinna firma w dobie kryzysu nie dziwi, ale wiemy, że ta branża jest chimeryczna. Marto jak to się stało, że Ty połknęłaś bakcyla?
Marta Włodyka: Kończyłam studia na Politechnice Rzeszowskiej na kierunku Marketing i Zarządzanie, i w zasadzie wcale nie myślałam o branży budowlanej, ani o firmie, aż okazało się, że jedna z księgowych odchodzi na emeryturę i pilnie potrzeba pracownika. Przyjęłam propozycję i tak się zaczęło. Miało być na chwilę, a Pani Helenka nauczyła mnie przez dwa tygodnie księgowości, przekazując złote rady na przyszłość. Potem Główna Księgowa odeszła na emeryturę i przejęłam jej obowiązki, poznając tajniki REMBUDU coraz w większym zakresie, a potem weszłam do Zarządu spółki. Młody człowiek nie boi się wyzwań, uczy się na bieżąco, lubi przeskakiwać podnoszone coraz wyżej poprzeczki, a życie czasami płata figla, bo z krótkotrwałego zastępstwa robi się praca na dorosłe życie. Potem mama zachorowała i była potrzeba chwili by ją zastąpić. Dopiero po dziesięciu latach pracy zaczęłam się zastanawiać czy ja chcę tu pracować. Z firmą jestem związana od 2003 roku. Dzisiaj jestem Prezesem i razem z Tomkiem wspólnie zarządzamy firmą, borykając się z problemami i realizując zadania oraz cele, których jest niemało. Praca w REMBUDZIE jest dla mnie inna niż dla mamy. Ja nie jestem taka jak ona, firma to jej dziecko, a ja patrzę na spółkę, cieszę się gdy się rozwija, i chodzi jak w zegarku, ale dla mnie to jest praca. Mnie nie pociąga budowa, ale cieszy mnie, gdy jadę po Podkarpaciu i widzę nasze projekty, zrealizowane przez REMBUD stoją dumnie i cieszą oko. Ja lubię adrenalinę, przygotowanie projektów, wyzwania i rozwijanie się w nowych dziedzinach. A potem wdrażać, ulepszać, wprowadzać nowe systemy zarządzania. I lubię wygrywać, cieszę się, gdy wygrywamy przetargi. Mam taki pazur i zacięcie, szczególnie, gdy się nie da, gdy to nie jest do zrobienia. Lubię pokonywać takie wyzwania. Bo chodzi o to, by firma się rozwijała, a ludzie pracujący u nas byli zadowoleni i usatysfakcjonowani.
U.R.: Tomku, Ty poszedłeś w ślady ojca, rywalizujecie ze sobą?
Tomasz Wojtyna: Tak, ja złapałem bakcyla, skończyłem budownictwo i poszedłem w ślady ojca oraz mamy, bo ona też budowlaniec. Ukończyłem Politechnikę Rzeszowską na kierunku Budownictwo. Z firmą związany jestem od 2001r. Początkowo pełniłem funkcję kierownika budowy ucząc się zarządzania procesem budowlanym i poznając firmę „od kuchni”. Od 2006 r. zostałem Zastępcą Prezesa PRB REMBUD. Budownictwo to moja pasja i spełniam się w niej całym sobą. Cieszy praca na budowie i zadowolenie inwestora, który docenia naszą pracę. Naszą normą jest jakość i ciężka praca wszystkich, od przygotowania projektu, poprzez złożenia oferty, a potem praca na budowie, z ludźmi i inwestorami. Raduje mnie, gdy dostajemy zaproszenie do przetargu, bo ktoś nas pamięta z poprzednich budów i chce, aby to nasza firma realizowała ich projekt. Na co dzień to wymaga od nas pełnej mobilizacji i dbałości o szczegóły. Trzeba być czujnym i wykazywać się dużą znajomością nie tylko zasad budownictwa, ale i gwarancją materiałów budowlanych oraz na bieżąco śledzić nowinki techniczne i wprowadzać je do użytku. Nie lubię stwarzać sobie sam problemów, a jeżeli się pojawią należy je rozwiązywać. Nowe technologie wymuszają elastyczność, dobrze, że jest wujek Google, można nie tracąc czasu doczytać, jeżeli coś umknie. Jeżdżę na budowę regularnie. Staramy się mieć około 4-5 budów tak, aby dopieścić ich wykonanie. To ważne, bo dobrą markę w obecnych realiach, przy zmiennym rynku, bardzo łatwo stracić. Obecnie mamy ponad 60 pracowników, a także bierzemy podwykonawców, szczególnie z terenu Strzyżowa, bo ważne jest wspierać się regionalnie. Oczywiście kładziemy nacisk na rzetelność i fachowość, bo dobry podwykonawca nie nadużywa naszego wizerunku, a my wspieramy się wzajemnie. Lubię konkrety, nie cieszę się na zapas, ale gdy oddajemy do użytku obiekt, a inwestor i użytkownicy nas chwalą, to daje pełne zadowolenie i satysfakcję. A przeszkody, no cóż trzeba je pokonywać i dążyć do perfekcji.
U.R.: Konflikt pokoleń istnieje od zawsze, odmienność spojrzenia na sprawy w każdej dziedzinie życia. Jak dochodzicie do konsensu w podejmowaniu decyzji o tym, co jest dla firmy najbardziej korzystne?
Alina M.: To prawda, po pierwsze każdy z nas jest inny, i na początku na pewno było trudno. REMBUD to moje dziecko i ja jestem z firmą związana bardzo emocjonalnie. Czasami konflikty musiały wyniknąć chociażby z różnicy pokoleniowej. Ciężko było, tym bardziej, że Marta jest moją córką, a ja patrzyłam jak ona sinieje ze złości, bo coś nie jest po jej myśli, a ja nie mogłam ustąpić. Jednak dobro firmy zawsze było najważniejsze i jakoś musieliśmy dochodzić do porozumienia. Cieszę się, że będąc na emeryturze, gdy wpadamy do firmy to jesteśmy serdecznie przyjmowani przez nasze dzieci. To jest nasz wspólny sukces i wielka moja radość.
Michał W.: Ala emocjonalnie, a ja rzeczowo, chociaż i dla mnie firma jest bardzo ważna. My mieliśmy wszystko zaplanowane i wypracowane od samego początku, a młodzi mieli własne pomysły. Musieliśmy im pozwolić się realizować, bo gdyby było inaczej, to nie byłoby sensu przekazywać im firmy.
Marta W.: Czasami zostawialiśmy problem nierozwiązany, wszyscy rozchodzili się do domu by ochłonąć i przemyśleć sprawę oraz swój punkt widzenia. Na drugi dzień było już łatwiej, emocje opadały i przychodził zdrowy rozsądek, bo mieliśmy wspólny cel. 4 osoby, każdy chciał rządzić, ale docieraliśmy się tak jak w małżeństwie. Starsi musieli się trochę odsunąć, a my musieliśmy trochę ustąpić.
Tomasz W.: Czasami trzeba było zacisnąć zęby, to nie było łatwe, ale musieliśmy podejmować decyzje dobre dla firmy, nie dla nas. Trzeba było mieć głowę na karku i działać, może gdybym był z natury cholerykiem byłoby mi trudniej. A i tak, kompromis musiałby być wypracowany.
U.R.: Marto, Tomku, a Wy, czy czujecie presję ojcowskiej ręki nad sobą, prosicie o radę?
Marta W.: Kiedyś na pewno, ale dzisiaj już nie. W Zarządzie jesteśmy z Tomkiem od 15 lat, to kawał czasu i wiele się nauczyliśmy, a przede wszystkim ponosimy odpowiedzialność za własne decyzje, które wpływają na kształt naszej firmy. I nie boimy się ich.
Tomasz W.: To prawda, czas uczy, problemy wymagają szybkich reakcji, a nasi Rodzice są już na emeryturze i nie chcemy im zawracać głowy codziennymi zagadnieniami. Ponadto, decyzje trzeba z reguły podejmować szybko, zdecydowanie i nie ma czasu by tłumaczyć kwestie sporne. Mamy świetną kadrę i w sytuacjach awaryjnych wszyscy stają na wysokości zadania dając z siebie to, co najcenniejsze w pracy, pomysł i profesjonalizm.
U.R.: Czy pozostałe dzieci też są zaangażowane w działalność firmy?
Alina M.: Mam dwoje dzieci, Marta pełni obecnie funkcję prezesa, a Michał zajmuje stanowisko Kierownik Działu Ofertowania, z firmą związany jest od 2004 r. i na co dzień zajmuje się przetargami. W firmie pracuje też mąż Marty, Bogdan jest kierownikiem Hurtowni Budowlanej REMBUD, on też przyszedł najpierw na chwilę, a potem praca mu się spodobała i został do dzisiaj.
Michał W.: Ja też mam dwójkę dorosłych dzieci, pracuje z nami oczywiście od lat Tomek i jego żona Marta, która jest asystentką Zarządu i specjalista ds. kadr oraz moja córka Iwona, która jest Główną Księgową i specjalistą ds. płac.
U.R.: Marto, Tomku, macie swoje dzieci, czy myślicie, że one też pójdą w Wasze ślady?
Marta W.: Nie wiem, czy moje dzieci pójdą w nasze ślady. W zasadzie nigdy się nad tym nie zastanawiałam, moja ścieżka z firmą zaplotła się z potrzeby chwili, a co będzie kiedyś zobaczymy. Myślę, że dzieci powinny iść swoją ścieżką i nie chcę ich uszczęśliwiać na siłę.
Tomasz. W.: Mój syn uczy się w Technikum Budowlanym, więc można powiedzieć, że złapał bakcyla, ale co będzie w przyszłości, dzisiaj chyba trudno odpowiedzieć na pewno.
U.R.: Na stronie PRB REMBUD sp. z o.o. jest napisane, że jesteście firmą rodzinną, opartą na znajomych, która dzięki temu lepiej prosperuje. A jak sobie radzicie z dyscypliną w pracy?
Marta W.: Może to się wydać dziwne, ale my w ogóle nie mamy problemu z dyscypliną w pracy. Wręcz przeciwnie, czasami to aż serce się raduje, gdy spoglądam na naszych pracowników. Oni są tutaj u siebie i dbają o wszystko bez konieczności napominania, sami wychodzą z inicjatywą, angażują się w każdy pomysł i jego realizację. Tak, takich pracowników może nam zazdrościć niejeden pracodawca.
Tomasz W.: Firma ma już ugruntowaną pozycję na rynku, za swoją rzetelność zdobyła wiele nagród za profesjonalizm i perfekcyjność w budownictwie. Ciężko jest zapracować, a potem utrzymać taki dobry wizerunek, dlatego rzetelni i odpowiedzialni pracownicy to nasz atut. Możemy być dumni, że pracują z nami tacy profesjonaliści, którzy sami dbają o dyscyplinę w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
U.R.: 10 sierpnia 2020 r. obchodziliście jubileusz 30-lecia istnienia PRB REMBUD sp. z o.o., Alina wspomniała na początku rozmowy, że Marta zamówiła tort, i spędziliście ten dzień w gronie pracowników, a spowodowane to było oczywiście pandemią i szalejącym wirusem. Jak obecna sytuacja w kraju wpływa na Waszą firmę?
Marta W.: U nas każdy wie, co ma robić, ma szacunek do pracy i do siebie nawzajem, ludzie lubią przychodzić do firmy, jest zgoda, i zaangażowanie, a to daje nam możliwość przenoszenia gór. Wszyscy chcą pracować na to wspólne dobro, chociaż żadna z nas spółdzielnia.
Tomasz W.: W marcu było ciężko, martwy sezon, zamknięcie ludzi w domach, to był bardzo trudny czas, ale pracownicy byli dla nas priorytetem. Odpłacili nam w tym trudnym czasie, zrozumieniem i współdziałaniem. Udało się nam wspólnie przetrwać, a spływające oferty zabłysły niczym światło w tunelu. Mamy nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, dla nas, naszych pracowników i całej firmy…”
Marta Włodyka